#ZamachLipcowy

W ostatnich dniach Sejm przegłosował zmianę dwóch istotnych, z punktu widzenia wymiaru sprawiedliwości, ustaw – o Krajowej Radzie Sądownictwa i Prawo o ustroju sądów powszechnych. Idąc za ciosem, przedłożono poselski projekt ustawy o Sądzie Najwyższym. Powiedzmy wprost: realizacja zawartych w nim propozycji, to zagrożenie dla ostatnich oddechów demokracji w naszym kraju.


Wartość, jaką niesie za sobą niezależny i niezawisły wymiar sprawiedliwości, jest nie do ocenienia. Niestety, nadszarpnięta szeregiem nagłych i pośpiesznych reform, po raz kolejny nie została uszanowana. Ta wartość, to podwalina niezależnej demokracji. Ustroju, który w naszym kraju ma coraz mniej wspólnego ze swoją nazwą.

Trybunał Konstytucyjny nie odgrywa już swojej konstytucyjnej roli. Zdominowany przez sędziów-dublerów, organizujący swoją pracę na wątpliwie konstytucyjnych przepisach, nie jest w stanie skutecznie chronić praw obywateli i wydawać wiążących orzeczeń. Nie chodzi przy tym nawet o to, czy zwykły Kowalski rozumie i doświadcza działań Trybunału. Chodzi o to, że nie istnieje już instytucja czuwająca nad przestrzeganiem Jego konstytucyjnych praw.

Reforma Sądu Najwyższego to kolejny krok w kierunku bezprawia. Sprawowanie urzędu sędziego Sądu Najwyższego zawsze stanowiło ukoronowanie kariery prawniczej, a zaszczyt ten przypadał największym autorytetom w swojej dziedzinie. Działo się tak nie bez przyczyny: funkcja w organie ostatniej instancji nie tylko wymaga wiedzy i doświadczenia, ale również poczucia odpowiedzialności. Tej samej, której brakuje inicjatorom zmian.

Autorytet Sądu Najwyższego pozostawał niekwestionowany. Sąd Najwyższy stwierdza ważność wyborów na najwyższe urzędy w kraju, a także sprawuje nadzór nad całym sądownictwem. Trudno znaleźć wyrok, w którego uzasadnieniu nie znajdziemy odniesienia do orzecznictwa Sądu Najwyższego, wyjaśniającego niejasne znaczenie przepisów prawnych, stanowiącego oparcie i inspiracje dla sędziów sądów rejonowych, okręgowych i apelacyjnych. Sąd Najwyższy stanowi bowiem odniesienie dla każdego sędziego w Polsce, a dla obywatela – jest gwarantem właściwego, bezstronnego, zgodnego z prawem i sprawiedliwego rozstrzygnięcia jego sprawy.

Wejście w życie proponowanych zmian to wyraźny brak zrozumienia dla instytucji trójpodziału władzy i kolejny krok w kierunku przeciwnym od idei demokratycznego państwa prawa. W najbliższym czasie czekają nas bowiem następujące wydarzenia:

  • Kadencje członków Krajowej Rady Sądownictwa, organu stojącego na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów, zostaną przedwcześnie zakończone, a w ich miejsce powołani zostaną nowi przedstawiciele, już z politycznego nadania;
  • Minister Sprawiedliwości otrzyma uprawnienie pozwalające mu na wymianę prezesów każdego sądu w Polsce;
  • Sędziowie Sądu Najwyższego przejdą przymusowo w stan spoczynku, zaś Minister Sprawiedliwości wskaże skład Sądu Najwyższego i jego Pierwszego Prezesa na czas przejściowy.

Najwyższy sprzeciw budzi także sposób przeprowadzania zmian. Niespotykane dotąd tempo procesu legislacyjnego, wnoszenie  projektów ustaw niemalże pod osłoną nocy, ignorowanie głosów środowisk prawniczych, czy wreszcie nieuprawniony i sztucznie podburzany atak na reputację sędziów, to fakty, wobec których trudno przejść obojętnie.

Tak ukształtowany wymiar sprawiedliwości to zaledwie cień tego, co tak starannie budowano przez ostatnie dziesięciolecia. Trójpodział władzy dla demokracji powinien pozostawać nienaruszalną świętością. Ta pozostała jednak  brutalnie zakwestionowana. Obraz powolnej, aksamitnej i niemalże niezauważalnej dla obywatela, zmiany ustroju, to obraz do którego zdążyliśmy się już niestety przyzwyczaić. Czy zatem nadal możemy dumnie mówić, iż władza w tym kraju należy do obywateli? A może czas przyznać, iż nasza demokracja przybrała formę fasadowej – skrywającej rzeczywiste władze elit?


A Pan Kowalski?

Czy tak daleko idące stwierdzenia, mówiące choćby o upadku demokracji, mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości? Czy mają wpływ na Kowalskiego? Niestety, ale tak.

Nie chodzi bowiem o to, czy mamy do czynienia z krwawą rewolucją. Nie chodzi o to, czy na ulicach panuje chaos, a ludzie wzajemnie się mordują i okradają. Chodzi o to, że gdyby do takiej sytuacji doszło, nie zadziałają mechanizmy bezpieczeństwa, które w takim momencie – zadziałać powinny.

Jeżeli bowiem w imię źle pojmowanego prawa, albo źle pojmowanej legitymacji otrzymanej w wyborach, możemy pozbawić sędziów Sądu Najwyższego ich urzędów, to dlaczego nie możemy pozbawić Kowalskiego pracy? Jeżeli ignorujemy mówiące jednym głosem organizacje prawnicze oraz instytucje międzynarodowe, dlaczego mielibyśmy wysłuchać głosu Kowalskiego? Tak, wprowadzane zmiany mają wpływ na każdego obywatela.


Ci okropni prawnicy

Nie sposób przy okazji zignorować krytyki, która w ostatnim czasie spada na Sąd Najwyższy, sędziów i w ogóle środowisko prawnicze w Polsce. Nie mydlmy sobie oczu – popełniono grzech zaniechania.

Przez ostatnie dekady nie wykonano odpowiedniej pracy, by zmienić funkcjonujące w społeczeństwie stereotypy na temat sądów i prawników. Głos prawników nie był dostatecznie głośny, kiedy granice dopuszczalnej krytyki były przesuwane, a wreszcie zupełnie przekroczone. Nie potrafiono w sposób zrozumiały wyjaśnić obywatelom, po co funkcjonuje Trybunał Konstytucyjny czy Sąd Najwyższy. Adwokaci i radcowie prawni zbyt odseparowali się od nie-prawników i za cicho mówili: naszą misją jest pomoc zwykłemu człowiekowi.

Czy przychodzi teraz zbierać żniwo owego grzechu zaniechania? Nie, ponieważ nic nie uprawnia do niszczenia zasad, które legły u podstaw demokracji jeszcze długo przed tym, jak ukształtowała się ona w Polsce po 1989 roku. Należy jednak zdać sobie sprawę, że prawnicy stają w obliczu wyzwania obrony wartości, które przyświecają ich zawodom. I wyzwania tego powinni się podjąć.


Quo vadis?

Dla wielu obecna walka jest już przegrana. Większość parlamentarna, podparta urzędem Prezydenta RP, jest w stanie przegłosować każdy projekt ustawy. Choć arytmetyka sejmowa pozostaje nieubłagalna, nie wolno składać broni. Sejm i Senat to nie bezduszna masa – to imiona i nazwiska posłów i senatorów, którzy podpisali się pod danym projektem i którzy firmują nadchodzące zmiany. To także na nich winno się kłaść nacisk. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej to nie oderwany od rzeczywistości człowiek – to doktor prawa, który jak nikt winien rozumieć powagę sytuacji i któremu głos społeczeństwa, jako wybieralnemu w głosowaniu powszechnym, powinien szczególnie leżeć na sercu.

Teraz, jak nigdy wcześniej, potrzeba silnego, zwartego i słyszalnego głosu sprzeciwu. Głosu płynącego nie tylko ze strony międzynarodowych instytucji, organizacji obrony praw człowieka czy środowisk prawniczych, ale przede wszystkim – głosu płynącego z ust zwykłych obywateli, świadomych swoich praw i zdeterminowanych do ich obrony.

Nie możemy bowiem pozwolić sobie na upadek ostatnich bastionów państwa prawa, niszczenie autorytetów czy dalsze dzielenie społeczeństwa niemalże w każdej dziedzinie życia.

Jako prawnicy – jesteśmy obowiązani, choćby rotą przysięgi, do ochrony i umacniania porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej. Jako obywatele – do obrony wartości, które legły u podstaw budowy naszego Państwa. Jesteśmy do tego obowiązani, bo wymaga tego przyzwoitość.

A w czasach, kiedy demokratyczne państwo prawa wydaje się przechodzić do historii, nie tylko warto, ale należy być przyzwoitym.

Bartłomiej Bielawski

 

Dodaj komentarz